Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2024

TEN sen

Przyszła pora, żeby to opisać. Od śmierci Rafałka wielokrotnie śniły mi się dzieci, nieraz już opisywałam te sny. Jednak zawsze były to obce dzieci. Moim marzeniem było, aby kiedyś przyśnił mi się mój Synuś. I stało się. Przyśnił mi się w sobotę. Jednak nie o taki sen mi chodziło... Wszystko trwało chwilę i działo się w pracy, na korytarzu. Dlaczego tam? Bo właśnie w tym miejscu, siedząc na tych schodach dowiedziałam się, że nasze dziecko to chłopiec. Tak interpretuję miejsce "akcji". W tym śnie siedziałam na schodach z Rafałkiem na rękach. Trzymałam Go w ramionach, przytulałam, całowałam i głaskałam po buzi a On... nie żył. Wyglądał na roczek, pewnie z racji zbliżających się przewidywanych urodzin. Najdziwniejsze w tym śnie było to, że nie był to koszmar, ja nie płakałam, nie rozpaczałam że On nie żyje. Był jak szmaciana lalka, kiedy Go tak podnosiłam i patrzyłam na Niego, miał zamknięte oczka, śliczną buzię i ciemne włoski. A ja go tuliłam i mówiłam coś w stylu "nie sz

Czekania ciąg dalszy

Wszystko się skomplikowało odkąd pisałam, że czekam na okres i transfer. Okres owszem, przyszedł kilka dni później ale w międzyczasie dopadł mnie ropień gruczołu Bartholina 😢 z dnia na dzień sytuacja się pogarszała i musiałam podjąć decyzję o odroczeniu transferu... Wczoraj byłam na wizycie, umówionej na szybko w sobotę bo z bólu już nie mogłam wytrzymać. No i dostałam skierowanie do szpitala na cito, żeby to dziadostwo ogarnąć. Miałam się stawić dziś o 8 rano, tymczasem w nocy ropień pękł sam 🤦 Z jednej strony to dobrze, bo uniknęłam szpitala, narkozy, zabiegu i większego bólu ale z drugiej wiem, że te dziady lubią nawracać. Na razie płynie ropa, ale biorę antybiotyk więc mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy i że szybko się wygoi. Tak, abyśmy mogli za miesiąc wreszcie podejść do transferu. To będzie pewnie początek marca a punkcję miałam 27 listopada... Tyle czasu. Zgodnie z pierwotnym planem w marcu to powinnam być w trzecim miesiącu ciąży a tymczasem... Tymczasem za kilka dn

Nowy Rok, a ja?

Minęły już dwa tygodnie nowego roku, a ja ciągle czekam... Aktualnie na miesiączkę, która pewnie się spóźni bo przecież mniej więcej sobie zaplanowałam kiedy będzie transfer 🙄 Guzik mogę zaplanować. Zaczynam się już denerwować, i mieć milion czarnych myśli. Cieszę się, że grudzień minął, cieszę się i jestem z siebie dumna, że przetrwałam tamten rok. Cieszyłam się, że już styczeń i lada chwila będę w ciąży ale wygląda na to, że wszystko się znowu przeciągnie. To prawdziwy trening cierpliwości i idzie mi coraz gorzej. Oczywiście zwalam to na hormony, walczę z sobą bo wiadomo że moje humory odbijają się na Mężu. Dlaczego tak to jest, że najbardziej krzywdzimy tych najbliższych? W pracy sobie świetnie radzę, jest super a w domu ciągle warczę. Jestem zła na siebie, bo przecież w tym roku mam tylko jedno noworoczne postanowienie - trzymać się tych zeszłorocznych. Nie wszystkie mi się udały ale dzielnie trwałam, i chcę nadal w nich trwać. Chcę tylko być lepsza... Tylko to chyba złe słowo bo