Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2023

Badania

Odebrałam wyniki kolejnych badań, bez rewelacji... Rzekłabym nawet, że są złe ale jestem laikiem. Wydawało mi się, że znam swój organizm i wiem wszystko o hormonach a tymczasem każde kolejne wyniki mnie zaskakują. Bo te liczby na kartce zupełnie nie współgrają z moim samopoczuciem, czy ogólnym stanem fizycznym. Ogólnie czytając interpretacje, nic do siebie nie pasuje, nic się nie zgadza... Nie mam objawów, które rzekomo powinnam mieć, nie mam żadnych problemów z cyklem. Wręcz przeciwnie, od czasu ciąży wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. A wyniki mówią, że mam duże problemy. Chyba. Najprawdopodobniej. Nie wiem ☹️ Nie rozumiem. Czuję się coraz głupsza. Jedyne co mi dają te badania to pogorszenie samopoczucia psychicznego. Coraz bardziej się boję, że to wszystko długo potrwa. Że będę ciekawym przypadkiem medycznym. Eksperymentem? Mam nadzieję, że się mylę i po prostu wystarczy połączyć kropki, żeby postawić jedną konkretną diagnozę. Może ja jako pacjent tego połączenia nie widzę.

Cmentarz

Już dwa tygodnie nie byłam u Synka na cmentarzu... Brakuje mi tego. Zazwyczaj jeździmy co niedzielę, ale ostatnio się tak układało, że jeździliśmy co dwa tygodnie. Bo raz wypadł wyjazd na weekend, a potem się bardzo źle czułam i całą niedzielę przeleżałam. Wiem, że mój Mąż nie chce tam bywać. Dlatego skoro wytrzymałam te dwutygodniowe przerwy, pomyślałam, że może czas skończyć te częste odwiedziny? Może dla mnie też to będzie lepsze? Ale chyba nie jest. Jakoś tak tam nad tym grobem czuję się bliżej Niego. Potrzebuję tam być i z Nim porozmawiać. A najlepiej czuję się tam sama, bo ciężko się skupić kiedy ktoś obok przebiera nogami i po dwóch minutach pyta, czy idziemy... Wczoraj zapytałam, kiedy pojedziemy i usłyszałam, że w czwartek. Bo będziemy wracać z kliniki to będzie po drodze. Więc to już będzie prawie trzy tygodnie. Tak długiej przerwy nie miałam od pogrzebu. Boję się, jak wytrwam do tego czwartku. Czekam aż zrobi się ciepło, będę mogła wsiąść na rower i pojechać do Synka sama. B

Samotność

Dziś niedziela. Obudziłam się z myślą, że jestem samotna. Dlaczego? Czym jest samotność? Przecież żyjemy otoczeni tłumem ludzi, tak naprawdę mamy mało czasu na bycie tylko ze sobą i swoimi myślami. A jednak w tym tłumie też można być samotnym. Tłum pędzi przede siebie i nie zwraca uwagi na jednostkę. Każdy skupiony na sobie, miliony egoistów tworzących społeczeństwo. Czasem ktoś przystanie na chwilę, rzuci zwykłe "dzień dobry", albo jakże wyświechtane "ale paskudna pogoda". Bo przecież jak nie ma o czym rozmawiać, pogadajmy o pogodzie. Nie lubię tych pogawędek o niczym. Jeśli nie mam nic do powiedzenia, to nic nie mówię. Proste. Tak mają introwertycy i nie będę się naginać bo ktoś wymaga "powiedz coś". Ale o co pytasz? Bo jeśli o coś, o czym nie chcę rozmawiać, to zapewne usłyszysz "nie chcę o tym mówić". I co, będzie foch? Dlaczego ludzie obrażają się o prawdę? Do czego zmierzam? Życzyłabym sobie, aby te wszystkie zabiegane jednostki czasem troc

Sny

Ostatnio znowu dużo mi się śni. Może lepsze to, niż bezsenność, która też mnie dopada raz na jakiś czas. Wtedy wiem, że coś jest nie tak, że gdzieś te stłamszone emocje się kumulują i że powinnam je uwolnić. Tylko jak? Czy wystarczy się wypłakać w poduszkę? Często to pomaga, ale wolałabym nie musieć się ukrywać. Chciałabym móc się zwyczajnie rozbeczeć kiedy chcę, i nie odpowiadać na pytanie "dlaczego płaczesz, co się stało". Chciałabym, żeby ktoś mnie po prostu przytulił i poczekał aż mi przejdzie... Najgorsze są koszmary, a niestety często mi się przytrafiają. Kilka dni temu śniła mi się wojna, i jakaś banda uzbrojonych talibów czy innych ruskich wbijających do mieszkania. Oczywiście do mojego byłego mieszkania, bo większość koszmarów toczy się właśnie tam. Przypadek? Nie sądzę. Nie sądzę też, że ci uzbrojeni napastnicy, przed którymi usiłowałam się ukryć byli odzwierciedleniem sytuacji w Ukrainie. Raczej to sytuacja w mojej głowie. Może powinnam dać się złapać? Na szczęście

Wiosna

Obraz
Wracając dziś z pracy mijałam co chwilę kobiety/pary z dzieckiem w wózku. Zrobiło się tylko odrobinę cieplej i od razu wypłynęli ci wszyscy spacerowicze, te świeżo upieczone matki, które już nie mogły się doczekać żeby wyjść ze swoim maleństwem na spacer. Zrobiło mi się tak potwornie smutno, bo ja też zamiast spaceru z pracy powinnam być na spacerze z wózkiem. Mój Synek powinien jutro skoczyć cztery tygodnie. Miesiąc... Latem, kiedy odszedł, było bardzo ciężko, bo tych spacerowiczów były całe tłumy. Wszędzie wokół widziałam albo maleńkie dzieci albo kobiety w ciąży. Bolało. Potem myślałam, że już mnie to aż tak nie rusza, jakoś tak powoli się z tym oswajałam. Ale to chyba było tylko mniejsze natężenie, bo przyszła zima i ludzie pochowali się w domach. Teraz wychodzą, a z nimi na światło dzienne wychodzi moja tęsknota za dzieckiem. Więc tak szłam i łzy cisnęły mi się do oczu. Nadchodzi czas zaciskania zębów, bo przecież minęło już tyle czasu... Jak wytłumaczyć komukolwiek taką tęsknotę?

Co dalej?

Dziś mam taki dzień, kiedy znowu zaczynam myśleć czy to wszystko ma sens? Te wszystkie starania, badania, wizyty, klinika niepłodności... Te wszystkie wydane pieniądze. Może dlatego, że jednak nie jestem taka super zdrowa jak myślałam. Nie wszystkie wyniki są w porządku. Jestem przerażona tym, co będzie dalej. A jeśli to wszystko na nic? Jeśli wpakuję w to całą swoją energię, całe oszczędności, cały swój wolny czas a i tak się nie uda? Czy sobie z tym poradzę? Czy nie lepiej to wszystko rzucić w cholerę i po prostu żyć? Pieniądze przeznaczyć na jakieś fajne wakacje, z których będą miłe wspomnienia...  Problem w tym, że na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpuścić. Sama nie wiem, czy to dobrze czy źle. Ale jakoś tak mam, że jak coś zaczynam to kończę, za wszelką cenę. Tylko obawiam się, że w tym wypadku ta cena może być bardzo wysoka. Tą ceną jest moje zdrowie psychiczne. Najzwyczajniej w świecie nie wiem czy to udźwignę. A jeśli nie to co? ....

Dlaczego ten blog?

W pierwszym okresie po stracie Synka szukałam informacji w internecie, jak mogę sobie pomóc. Nie chciałam oszaleć z tej rozpaczy czy wpaść w depresję, więc czytałam, czytałam, czytałam... Mam wrażenie, że przeczytałam wszystko na ten temat. Niektóre artykuły bardzo mi pomogły, przede wszystkim zrozumieć, że wszystko co czuję jest normalne, zdrowe, naturalne i właściwe. Cokolwiek by to nie było. Wiele z tych artykułów sobie zapisywałam i czasem do nich wracam. Taka terapia przypominająca, że jest ze mną wszystko w porządku, nawet jeśli mam ochotę tylko leżeć i płakać. A są dni, że mam. Jednak jak wiadomo, życie nie składa się z robienia tylko tego, na co mamy ochotę (to raczej dobrze) więc zbieram się do kupy, ocieram łzy i do przodu. Te dni są trudne, ale nie walczę z nimi. Każdy dzień się kończy a kolejny jest już inny. Walka nie ma sensu.  Więc dlaczego blog? Ano właśnie dlatego, że skoro przeczytałam już wszystko, co się dało, to przyszła pora kiedy poczułam, że chcę sama coś napisa

Jak to się zaczęło...

Obraz
Zaczęło się właśnie tak... W niewytłumaczalny sposób pewnego pięknego wiosennego dnia stwierdziłam, że w tym miesiącu zajdę w ciążę. To nic, że staraliśmy się miesiąc w miesiąc od lat. Nadszedł ten moment, że po prostu to WIEDZIAŁAM. Ot tak, już w dniu owulacji. Do dziś nie potrafię tego zrozumieć, ale wiem że nigdy wcześniej nie byłam niczego aż tak pewna. I słowo stało się ciałem (Boże, wybacz). Tzn. najpierw były dwie kreski na teście, badania krwi, pusty pęcherzyk w macicy... Ciało pojawiło się potem. W tym maleńkim pęcherzyku maleńkie ciałko naszego Synka. Bo że to Synuś, też wiedziałam od początku. Skąd? Jestem wiedźmą 😉 A potem lawina ruszyła.... Lawina emocji, przeróżnych. Niestety głównie negatywnych, z upływem miesięcy coraz większych i większych. I tak ta lawina mnie porwała, a ja dziś nadal walczę żeby się spod niej wygrzebać. Chociaż nie, to złe porównanie. Raczej już pod nią zostanę, może na zawsze. Ale przeżyłam, odgrzebałam trochę śniegu i wystawiłam głowę

Urodziny

Dziwnie tak pisać w zasadzie do nikogo, bo przecież nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta. To mój pierwszy w życiu blog, nawet nie wiem jak się za to zabrać. Ale nie muszę wiedzieć.  Wczoraj miałam urodziny a to jest mój prezent dla mnie. Ile mam lat? To nieważne, ważne jest to, że mój Synek miałby dziś 3 tygodnie. Niestety nie było nam to dane. Urodził się w lipcu zeszłego roku, był ze mną tylko 11,5 tygodnia... Od tamtej pory niezmiennie za Nim tęsknię. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu itd... i tak już do końca. Miłość nie umiera po śmierci dziecka, nawet jeśli zmarło przed narodzeniem. Ból nie zmniejsza się wraz z upływającym czasem, ale da się z nim żyć. Trzeba się "tylko" do niego przyzwyczaić, że będzie z nami już na zawsze, i nie ma na niego lekarstwa. Można próbować go uśmierzać na różne sposoby, ale ja nie polecam. Zawsze wraca. Wiem, że Ty, która być może to teraz czytasz jesteś zawiedziona, bo nie takich wiadomości szukasz. Liczyłaś na to, że z czasem będzie lżej?