Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2023

"Będzie dobrze"

Zaskoczyła mnie dziś koleżanka z pracy. Byłyśmy razem w archiwum i tak ni stąd ni zowąd zapytała jak u mnie, czy wiem co dalej odnośnie leczenia itp. Nigdy wcześniej nikt poza S. nie pytał mnie jakie mamy dalsze plany. Powiedziałam co wiem, czyli w sumie niewiele poza tym że w planach jest inseminacja ale kiedy? Chwilę pogadałyśmy i musiałam uciec bo już mi się łzy w oczach kręciły jak doszłam do tematu pieniędzy... A w międzyczasie ona zaczęła mówić że mi życzy z całego serca i że będzie dobrze... Nie lubię jak ktoś tak mówi. Nikt tego nie wie! Powiedziałam więc, żeby tak nie mówiła a ona na to że trzeba w to wierzyć. Nie wiem czy trzeba? Czy ta wiara cokolwiek zmieni? Chyba tylko na gorsze, jeśli jednak się nie uda. Może lepiej nastawić się na nie i miło zaskoczyć. A z drugiej strony jest coś jak samospełniająca się przepowiednia. Czy to tak działa? Tego też nie wiem. Póki co wszystkie moje przeczucia się sprawdzają, spełnił się również sen o drożnych jajowodach. Czy spełnią się te o

Sen się spełnił

Już po badaniu. Zaczęło się oczywiście z rana od problemów w toalecie, już myślałam że się spóźnię, zwłaszcza że rozpętała się burza więc chciałam wyjechać wcześniej. No ale udało się, byłam nawet przed czasem. Wszystko poszło szybko i sprawnie, zasnęłam a potem obudziłam się już na sali w łóżku, nawet nie wiem kiedy mnie przerzucili, nie pamiętam też momentu budzenia. Najważniejsze, że się obudziłam bo w sumie chyba tego się najbardziej bałam. Mimo że to lęk irracjonalny bo przecież takie samo znieczulenie miałam w grudniu. No ale stres był. I co się okazało? Ano jak w moim śnie sprzed jakichś dwóch tygodni - oba jajowody drożne. I tyle. Czyli przed nami kolejny krok, inseminacja. I tutaj zaczynają się schody, ponieważ moja szanowna pani doktor w lipcu będzie na urlopie... Chciałam się umówić od razu na monitoring, a okazało się, że jej nie będzie. Nie będzie jej też w terminie ewentualnej inseminacji 😐 Sądziłam, że skoro teraz jest na urlopie to za miesiąc będzie obecna ale jak wida

HSG

Jutro rano czeka mnie badanie sono hsg. Niby się nie denerwuję, a przynajmniej tak mówię na głos, ale chyba sobie to wmawiam. Żołądek mnie dziś znowu bardzo boli. Rozbolał mnie w pracy, gdy zaczęłam rozmawiać o jutrzejszym dniu... Do tego dochodzą problemy jelitowe i inne z tym związane 😐 Zawsze coś. Zaczyna mnie też już boleć głowa, mam tego dość. Dziś 8. dzień cyklu a mnie piąty raz boli głowa. To chyba połączenie zawirowań hormonalnych i upału. Przez ostatnie trzy miesiące, gdy brałam leki stymulujące owulację, głowa nie bolała mnie wcale. To w moim przypadku wielki sukces, więc w sumie na coś się te tabletki przydały. Teraz nie biorę nic i cierpię. Odstawiłam też glucophage, i widzę spadek formy. Okropnie chce mi się spać po jedzeniu. Wcześniej myślałam, że te problemy z żołądkiem to skutek uboczny metforminy ale nie biorę już prawie tydzień a nie ma dnia, żeby mnie nie bolał. Wczoraj było lepiej więc wieczorem pozwoliłam sobie na lampkę wina. Może to był błąd. Wino smakuje, ale c

Żołądek

Od kilku dni ciągle boli mnie żołądek. Tzn. z przerwami ale codziennie, raz mocniej, raz słabiej, jednak nie daje o sobie zapomnieć. Zaczęło się chyba na początku tygodnia razem z akcją "testowania", dlatego też sądziłam, że to nerwy. Ale akcja się rozwiązała, okres przyszedł w terminie, uspokoiłam się bo hsg będzie planowo... Pytanie, czy się uspokoiłam? Tak mi się wydaje, aczkolwiek oczywiście samym badaniem też się stresuję, no i przede wszystkim wynikiem. I teraz nie wiem, czy żołądek boli z nadmiaru wrażeń przeszłych, niepokoju o przyszłość czy z powodów czysto fizycznych? Do tego dochodzą problemy jelitowe, odkąd zwiększyłam dawkę metforminy do trzech tabletek dziennie. Od wczoraj kolejne kapsułki oleju z wieśka, także żołądek obciążony na maksa. Boli a ja mu nie pomagam. Zaczynam też już myśleć, że ani się obejrzę a będzie 10 lipca... Boję się. Nie wiem, jak sobie dam radę tego dnia w pracy, czy w ogóle dam radę. Wiem, że muszę 😔 Minęły trzy tygodnie spokoju i moja gł

A jednak nic z tego 🥺

Zgodnie z planem rano zrobiłam kolejny test. Pokazała się delikatna, ledwie widoczna druga kreska, bledsza niż wczoraj po południu. No więc stwierdziłam, że oszaleję z tego wszystkiego, muszę mieć pewność! Pojechałam do laboratorium. Jeszcze przed wyjściem pomyślałam, że znając moje zezowate szczęście skoro wynik powyżej 5 oznacza ciążę to pewnie będę mieć 4. I co? Kilka godzin później wynik - 4,1 🤦 Myślę "serioooo?". Żołądek mnie z nerwów rozbolał, zwłaszcza że dodatkowo od rana miałam trudności organizacyjne z akcją mebli dla mamy, a w pracy też w ciul roboty. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ciąża biochemiczna czy co? I czy dostanę okres w czwartek, planowo, i czy nie będę musiała przełożyć hsg, i kiedy zrobić badania, i że odstawiłam tabletki na opryszczkę i się będę teraz męczyć itd... Masakryczny dzień. Wkurzyłam się na te mega czułe testy ciążowe, bo kto to widział, żeby wykrywały z moczu HCG jeśli poziom we krwi wynosi 4! Żałuję, że je robiłam. Miałam grzecznie, jak

Okres is comming...or not?

Test zrobiony. Zrobiłam od razu dwa różne na wszelki wypadek, bo to dopiero 13 dzień po owu i powinnam tak naprawdę zrobić test z krwi. No ale oba wyszły negatywne, więc nie ma szans na ciążę. Jeszcze nie tym razem. Cieszę się, że się nie nakręcałam bo dzięki temu przełknęłam to bezboleśnie. Czuję oczywiście smutek, czuję też lekki niepokój bo hsg zbliża się wielkimi krokami... Ale widocznie muszę przejść te wszystkie procedury, może żeby potem bardziej docenić macierzyństwo? Czy to tak działa? Mam nadzieję, że będę się mogła o tym przekonać. Tymczasem głowa do góry, uśmiech na twarz i do pracy. Wykorzystam ten czas i spróbuję zaleczyć opryszczkę, bo mnie męczy już drugi tydzień. Od razu po teście wzięłam pierwsza tabletkę, więc przede mną pięć dni łykania kolejnych 5 sztuk dziennie... Ale jeśli dzięki temu potem, w ciąży, będę mieć spokój od tego dziadostwa to warto się przemęczyć. I warto zaczekać kolejny miesiąc...Byle dzieciątko było zdrowe. Muszę włączyć tryb "nadzieja"

W oczekiwaniu na test

Kilka dni temu pisałam, że mam dobry czas i jestem spokojna. Trochę obawiałam się, czy to się za chwilę nie zmieni bo przecież zbliża się czas zrobienia testu ciążowego. Dokładnie za dwa dni dowiem się, że nie jestem w ciąży. Tak zakładam i może dzięki temu czuję spokój. Jakoś tak sobie w głowie ułożyłam, że to nie będzie teraz, jeszcze nie. Będę czekać na miesiączkę a po niej zrobię HSG. Już wczoraj się umówiłam na badanie, mimo że przecież ciągle istnieje prawdopodobieństwo ciąży. Owulacja była z tego "właściwego" moim zdaniem jajnika. Ale jakoś tak się nie nakręcam, po raz pierwszy od trzech miesięcy po prostu zakładam, że będzie co ma być. Cieszę się, że już w tym miesiącu dowiem się w jakim stanie są moje jajowody. Jesli chodzi o test, to oczywiście kusi mnie, żeby zrobić go wcześniej ale postanowiłam sobie, że nie tym razem. To był ostatni miesiąc tzw. starań własnych, więc zrobię wszystko tak, jak zaleciła pani doktor. No nie do końca, bo w poniedziałek powinnam zrobić

Jest dobrze?

Ostatnie dni są dobre. Tak po prostu. Nie dzieje się nic nadzwyczajnego, jest tylko i aż...normalnie. W zasadzie od Dnia Matki tak się czuję. Wcześniej upadłam na dno, leżałam tam chyba z tydzień a potem mocno się wybiłam i wypłynęłam na powierzchnię. To nie jest tak, że jestem w jakiejś euforii, że się cieszę bo dół minął i sądzę, że nie wróci. Nie. Wiem, jestem pewna, że wróci. Teraz jestem na powierzchni, ale nie umiem pływać więc po prostu dryfuję. Jestem spokojna. I to jest dobre. Niech trwa jak najdłużej abym mogła odpocząć i zebrać siły do kolejnej walki z żywiołem. Żywiołem żałoby. Dziękuję Ci Synku za wsparcie ❤️

Dzień Dziecka

Dziś Dzień Dziecka. Niesamowity, wyjątkowy. O ile bałam się Dnia Matki, o tyle dzisiejszy dzień nie przyprawiał mnie o żadne większe uczucia, ani pozytywne ani negatywne. Gdzieś w głowie mam zakodowane, że moje dziecko obchodzi swoje święto 15 października...  Rano byłam na monitoringu, potwierdzono owulację z prawego jajnika, endometrium też ładne więc w zasadzie wszystko w porządku. Mam brać progesteron i czekać co dalej. Jeśli jednak miesiączka, to umawiam się na drożność. Prosto z kliniki pojechałam na cmentarz. A tam... Najpiękniejszy prezent. Na grobie leżał list podpisany "do mamy Rafałka". Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nie dość, że ktoś znalazł mój list na dzień mamy, to jeszcze zostawił odpowiedź! Trochę bałam się go otwierać ponieważ zastanawiałam się już wcześniej, jak zareaguje kobieta, która znajdzie moje słowa pozostawione tam... Czy kogoś niechcący nie skrzywdziłam, bo przecież chwilę wcześniej pochowała dziecko a ja piszę, że ma się uśmiechać... Ale pomyś