HSG

Jutro rano czeka mnie badanie sono hsg. Niby się nie denerwuję, a przynajmniej tak mówię na głos, ale chyba sobie to wmawiam. Żołądek mnie dziś znowu bardzo boli. Rozbolał mnie w pracy, gdy zaczęłam rozmawiać o jutrzejszym dniu... Do tego dochodzą problemy jelitowe i inne z tym związane 😐 Zawsze coś. Zaczyna mnie też już boleć głowa, mam tego dość. Dziś 8. dzień cyklu a mnie piąty raz boli głowa. To chyba połączenie zawirowań hormonalnych i upału. Przez ostatnie trzy miesiące, gdy brałam leki stymulujące owulację, głowa nie bolała mnie wcale. To w moim przypadku wielki sukces, więc w sumie na coś się te tabletki przydały. Teraz nie biorę nic i cierpię. Odstawiłam też glucophage, i widzę spadek formy. Okropnie chce mi się spać po jedzeniu. Wcześniej myślałam, że te problemy z żołądkiem to skutek uboczny metforminy ale nie biorę już prawie tydzień a nie ma dnia, żeby mnie nie bolał. Wczoraj było lepiej więc wieczorem pozwoliłam sobie na lampkę wina. Może to był błąd. Wino smakuje, ale chyba wolę jednak brać leki i jakoś lepiej funkcjonować.
Przeszło mi też przez myśl, że przez żołądek wychodzi mój ukryty od dłuższego czasu żal i tęsknota. Od dnia matki czułam się tak dobrze, spokojnie... Mijają już cztery tygodnie, oczywiście w tym czasie były zawirowania w postaci tych nieszczęsnych dwóch kresek na testach ale to wszystko wiązało się z nadzieją i patrzeniem w przyszłość. Do tego ciągłe myślenie o hsg i jego wyniku, badania do zrobienia i w perspektywie inseminacja. Zupełnie na drugi plan zeszło myślenie o przeszłości, bardzo mało rozmawiałam z Synkiem. Od Dnia Dziecka byłam na cmentarzu tylko raz, wytrzymałam 2,5 tygodnia bez uszczerbku na zdrowiu i nastroju. I właśnie może to jest ten błąd? Przyczyna mojego złego samopoczucia? Wydaje mi się, że psychicznie jest ok więc wychodzi to w ciele? Myślę o tym, że chyba powinnam znowu na chwilę przystanąć, pomyśleć, popłakać... Może za szybko się ostatnio wszystko dzieje, za dużo na głowie. Dziś w pracy S. przyznała, że widziała moją przekładkę do segregatora z tym pięknym wierszem o mamie Anioła... Wróciłam do domu, przeczytałam go i popłynęły łzy. Dawno tego nie było. Przewinął mi się ten wiersz przed oczami kilka razy w ostatnim czasie ale nie wywoływał takich emocji jak dziś. I dlatego właśnie sądzę, że powinnam trochę uwolnić emocje. Nie może być tak, że żyję w pędzie i nie mam czasu pobyć sama ze sobą i swoimi myślami. Nie mogę myśleć ciągle o dziecku, które może będzie a może nie, a nie mieć czasu pomyśleć o tym, które jest stale ze mną, przy mnie, we mnie. O tym, które kocham miłością wielką i za które powinnam codziennie dziękować Bogu. Za ten cud, który pojawił się na chwilę i zmienił całe moje życie i moje spojrzenie na świat. Rafciu, jesteś moim cudem ❤️ Przepraszam 🥹

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"