Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2023

Majówka

Piątek. Dziś czas zacząć starania. Wg mnie, bo według pani doktor w niedzielę wieczorem. Ale ja wiem, że zwykle owulacja jest wcześniej niż lekarze przewidują więc wolę zacząć za wcześnie niż za późno. Będzie więcej czasu, większe szanse. Nastawiam się pozytywnie, może nie mam trybu "na pewno się uda" ale taki "są dwa pęcherzyki, długi weekend, dlaczego nie?". Nie chcę też męczyć Męża seksem trzy wieczory z rzędu, rozumiem że jest zmęczony po całym tygodniu pracy. Tak więc pomyślałam, że jeśli bzykniemy się co półtorej doby to będzie optymalnie. Testy owulacyjne na razie wychodzą bardzo słabe więc obstawiam owulację na niedzielę. Akurat będziemy na koncercie we Wrocławiu, do hotelu wrócimy późno w nocy więc seks wtedy też odpada bo padniemy i zaśniemy. Ale jak wstaniemy rano... Nie daruję 😀 Pani doktor życzyła nam intensywnej majówki, oby była owocna. Czekam na mój drugi cud. Synku, pamiętaj że jesteś i zawsze będziesz pierwszym cudem ❤️ Kocham nieustannie ❤️

Wizyta

No i po wizycie. Niby wszystko pięknie, uruchomiły się obydwa jajniki. Na każdym po dwa pęcherzyki, ale jeden ten największy lekko zapadnięty. Być może pozostałość po poprzednim cyklu aczkolwiek wydaje mi się to dziwne, bo już 9 dzień. Do owulacji jeszcze kilka dni, pęcherzyki mają po 13,5 mm więc ciężko stwierdzić, czy dojrzeją obydwa czy jeden będzie dominujący. W niedzielę rano mam zrobić zastrzyk, trochę na chybił - trafił, ewentualnie robić testy owulacyjne i jak wyjdzie pozytywny to wtedy się kłuć. No i czas powoli zaczynać starania. Mam nadzieję, że będzie lepiej niż miesiąc temu, że nie będę musiała się prosić... Zobaczymy. Póki co postanowiłam odpalić tryb "nadzieja", bo skoro są trzy zdrowe pęcherzyki to chyba prawdopodobieństwo ciąży jest większe niż przy jednym? Oby tylko owulacja przebiegła dobrze i w miarę bezboleśnie. Endometrium też jest lepsze niż miesiąc temu, to prawdopodobnie zasługa oleju z wiesiołka. Pani doktor kazała go brać nadal, i nie muszę stosować

Weekend

To był bardzo fajny weekend. Naprawdę dobry dla mnie. Zaczęło się od spotkania z dziewczynami, ale to raczej bez wpływu na resztę. Natomiast na pewno ogromny wpływ miało to, że S. po tym spotkaniu pojechała ze mną do Synka ❤️ Było już późno, ciemno i nie wiedziałam czy cmentarz będzie w ogóle otwarty. Ale był. Oczywiście się rozpłakałam a S. mnie przytuliła i płakała razem ze mną... Nikt dla mnie tyle nie zrobił. Jest najlepszym człowiekiem, jakiego poznałam w ciągu ostatnich kilku lat. Muszę jej to powiedzieć. Po tej wizycie uspokoiłam się i wiedziałam, że teraz mogę mieć fajny weekend. Wszystkie dolegliwość żołądkowe minęły jak ręką odjął. Wiedziałam, że gdybym tam wtedy nie zajrzała będąc tak blisko, dusiłabym się kolejne dwa dni i chodziła jak struta. A tak mogłam spokojnie pojechać w sobotę do teściów, potem na zakupy a w niedzielę w góry 🙂 Pogoda była cudowna, szlak był piękny, widoki cudne... Nie odczuwam tego jak kiedyś, jak w moim życiu przed Rafałkiem, nie ma już we mnie teg

Spotkanie

Jestem umówiona na pizzę z dziewczynami z pracy. Właściwie to spotkanie zorganizowała koleżanka, która zwolniła się jakiś czas temu. Stwierdziła, że za nami tęskni i tak wyszła pizza. Ale zmierzam do czegoś innego...  Na tę pizzę idziemy do knajpy niedaleko cmentarza, gdzie leży nasz Synek. Może nie jakoś bardzo blisko bo kilka minut jazdy samochodem, ale chodzi mi o to, że dla mnie to blisko bo zawsze tamtędy jeździmy na cmentarz. Tzn. mijamy tę restaurację. I jakoś tak nie umiem sobie poukładać, że jutro mam być tam i zatrzymać się w tym miejscu. Nie jechać dalej jak zwykle. Mam jeść, pić, cieszyć się i śmiać wiedząc, że rzut beretem i byłabym u Synka. Czuję stres na samą myśl. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Być tak blisko i nie zajrzeć? Smutno mi. Nie chciałabym psuć dziewczynom nastroju, ale nie wiem czy będę umiała się skupić ☹️ Siedzę teraz w pracy i zaczynam się coraz bardziej stresować. Za godzinę wychodzę i jedziemy na tę pizzę. Głowa mnie boli od rana, od wczoraj też mam j

Nowy cykl, nowe możliwości?

W niedzielę wieczorem byliśmy u Synka. Ależ się znowu spłakałam... Wydaje mi się, że jednak tam, na cmentarzu mogę być naprawdę sobą. Mogę wyrazić to co czuję. Potrzebuję tego. Na codzień praca, dom, zwierzęta, pranie, sprzątanie, gotowanie... Niby normalne życie. Toczy się. Płynie. A ja w nim uczę się pływać. Nie mogę utonąć, mam przecież swoje noworoczne postanowienia. Mam cel do osiągnięcia. Wczoraj dostałam okres. Nowy cykl, czas start. Kolejne porcje hormonów od jutra. Mdli mnie na samą myśl. W przyszłym tygodniu wizyta, i czas zacząć starania. A mnie się po prostu nic nie chce. Chyba jestem na to wszystko za słaba. Nie wiem jak długo dam radę tak funkcjonować. Bo życiem tego nie nazwę. Żyć zacznę dopiero, jak życie pojawi się we mnie...

Łzawo

Jakaś taka łzawa niedziela dzisiaj. Niby wszystko ok, ale czuję, że byle impuls może spowodować że się rozbeczę. W kościele ledwo mi się udało zatrzymać łzy, żeby nie popłynęły. Trafiłam akurat na mszę z błogosławieństwem dla rocznego chłopca. Jak ksiądz zaczął mówić coś w stylu "Bóg obdarzył was tym dzieckiem, niech mu błogosławi na dalsze lata życia..." to musiałam zacisnąć zęby ☹️ Zresztą od początku, jak usiadłam w ławce i spojrzałam na zapalony paschał, już chciało mi się płakać. Przypomniały mi się życzenia świąteczne przesłane przez fundację Donum Vitae, gdzie napisali: " Zapalony paschał prowadzi nas w blask poranka Zmartwychwstania, ukazuje drogę ku nadziei, że w wieczności znów się spotkamy i przytulimy nasze dzieci." Ja żyję tą nadzieją ale chciałabym też mieć nadzieję na życie z moim dzieckiem tu, na ziemi. Kolejnym dzieckiem. Rafciu potrzebuje rodzeństwa, którym będzie się z góry opiekował 🥹❤️ Tak trudno odnaleźć tę nadzieję a łzy płyną i płyną tak łat

Mieszanka emocji

Wczoraj rano zrobiłam ten nieszczęsny test ciążowy. Oczywiście zgodnie z przewidywaniami był negatywny. Odstawiłam więc progesteron i estradiol, dziś nie będę też już brać acardu żeby nie nasilać krwawienia. Okres powinien przyjść jutro. Mam nadzieję, że tak będzie bo jestem już umówiona na wizytę monitorującą i teoretycznie będzie to dziesiąty dzień cyklu więc idealnie. Tylko dziś dziwna sprawa, bo rano zmierzyłam temperaturę i była jeszcze wyższa niż wcześniej a przecież nie brałam wieczorem cyclogestu. Powtórzyłam jeszcze test ale nadal negatywny. Jest 15 dzień po owulacji więc nie ma szans, żeby test się dwa razy pomylił. Głowa mnie też boli od wczoraj jak zwykle przed okresem więc dziwna ta temperatura. Może to przez duże dawki hormonów. Mimo że zakładałam brak ciąży w tym miesiącu to jednak wczoraj rano po tym teście było mi smutno. Jeszcze w pracy chciało mi się płakać. Można sobie w głowie coś układać a serce i tak boli, gdzieś tam pod skórą pewnie tliła się nadzieja... Głupia

Jednak lekkie napięcie...

Wydawało mi się, że jestem wyjątkowo wyluzowana jak na ten czas w cyklu. Ten wyjazd nad morze naprawdę bardzo dobrze na mnie wpłynął. No i też i to, że przyjęłam że w tym miesiącu ciąży nie będzie więc nie nastawiam się na nic. Czułam jakiś taki wewnętrzny spokój. Dziś jednak zaczynam odczuwać lekki stres. Dziś biorę ostatnią globulkę progesteronu. Jutro rano muszę zrobić test ciążowy... W zasadzie powinnam zrobić badanie krwi, żeby lek odstawić ale szkoda mi 40 zł. Znam wynik, będzie negatywny. Poza tym zakładam, że co jak co ale 14 dni po owulacji to już każdy test ciążowy powinien coś pokazać. Najwyżej powtórzę w sobotę dla pewności z innym rodzajem testu. Idę spać, niech już będzie rano i po teście. Czarno na białym, brak ciąży. A raczej tylko białe, bez wiadomej kreski. Nic to, tak założyłam na ten miesiąc. Nie wpadnę w czarną rozpacz. Uda się za miesiąc...

Święta, święta i po...

Wróciliśmy do domu. To były w moim odczuciu bardzo dobre "święta". Miałam w sobotę trochę gorszy dzień, ale walczyłam z sobą i jakoś mi minęło, wiedziałam że nie chcę zepsuć wyjazdu. W niedzielę zgodnie z planem byłam w kościele, mogłam wreszcie pójść do komunii. To było dla mnie ważne. Jakoś mnie umocniło w mojej chęci walki. Pogoda od wczoraj też zrobiła się piękna, a dziś to już w ogóle cud miód. Akurat na powrót, jak zwykle. Ale nie szkodzi. Udało mi się zaliczyć poranny spacer z psem w promieniach słońca. Pogadałam z Bogiem, pogadałam z Synkiem, popłakałam oczywiście... Ale to było dobre, wzmocniło moje noworoczne postanowienie. Także do przodu. Obym wytrwała. Trudne dni oczekiwania na temat ciążowy przede mną...

Wyjazd

No i jesteśmy nad morzem. Okropnie zimno, ale właśnie wychodzi słońce więc jutro powinno być ładnie. A nawet jeśli nie, to i tak lepsze niż siedzenie w domu. Pewnie tam bym się dołowała, w tej znajomej scenerii, z deszczem za oknem, robiąc nic... A tutaj przynajmniej mam jakieś perspektywy. Jutro spacer, obiad w jedynej otwartej restauracji, wieczorem może grzane wino. Nie powinnam pić alkoholu, ale specjalnie na ten dzień postanowiłam odstawić glucophage, żeby mieć jakąś przyjemność w te święta. Wymyśliłam sobie, że jutro 8 dzień po owulacji więc to ostatni dzwonek, a potem odstawiam alkohol definitywnie, mam nadzieję że przynajmniej na półtora roku. Nie wierzę w ciążę w tym miesiącu ale mimo to liczę dni, żeby jakby co nie zaszkodzić w zagnieżdżaniu. Także jutro grzaniec i finito. Jeśli chodzi o liczenie dni to też dobrze, że jesteśmy tutaj i odrywam myśli, bo jak wrócimy i się ogarnę to będzie już wtorek więc zostaną mi trzy dni do testu ciążowego. A w domu pewnie szukałabym bez sen

Spowiedź c.d.

Udało się! Posiedziałam w pracy parę minut dłużej, żeby być na 16 w kościele. Jeszcze przed samym wyjściem naszły mnie wątpliwości, przypomniało mi się, że pies rano nie zrobił kupy no i czy wytrzyma... Czy może jednak pójdę prosto do domu a do spowiedzi jutro? Oczywiście to były wymówki. Całą drogę z pracy myślałam o tym, co powiedzieć na tej spowiedzi, jak to powiedzieć. Co właściwie jest grzechem a co nie? No i tak szłam i nogi mnie odpowiednio pokierowały, bo nie skręciłam jak zwykle w stronę domu 🙂 To była najlepsza spowiedź w moim życiu. Obawiałam się, co ksiądz mi nagada jak usłyszy, kiedy ostatnio byłam... Nic takiego nie miało miejsca. Łzy polały mi się ciurkiem w momencie jak powiedziałam, że robiłam Bogu wyrzuty z powodu śmierci Synka. A ksiądz? Ksiądz się tak rozgadał, mówił takie piękne rzeczy, tak od siebie, rzucał cytatami z Ewangelii a ja słuchałam i beczałam aż mi z nosa leciało, kapało po kurtce, rękach, wszędzie. Właściwie nie zadał mi nawet pokuty, powiedział tylko

Spowiedź

Teoretycznie bojkotuję święta, ale tylko w tym ich wymiarze rodzinno-zajączkowo-kurczaczkowo-pisankowo-mazurkowym. Wyjeżdżamy żeby mieć spokój. Chcę te dni po prostu przetrwać. Natomiast chciałabym zrobić to, czego nie udało mi się zdziałać w Boże Narodzenie, tzn. pójść do spowiedzi i do kościoła, przynajmniej w niedzielę wielkanocną. W poniedziałek będziemy już w drodze powrotnej więc nie uda się być na mszy ale w niedzielę spróbuję namówić Męża aby mnie podwiózł gdzieś do kościoła na tym nadmorskim odludziu. Mam tylko problem ze spowiedzią. Chciałam pójść już w sobotę, miałam dużo czasu więc zabrałam się w domu za rachunek sumienia. I tak jakoś... Wyszło mi, że nie wiem co mam w tym konfesjonale powiedzieć. Że niespecjalnie nagrzeszyłam 🙄 Wiem, że samo takie myślenie jest grzeszne ale tak serio, porządnie się zastanowiłam, przeanalizowałam ten rachunek sumienia w książeczce do nabożeństwa, krok po kroku i nie jestem taka zła... Zgrzeszyć mogłam chyba tylko myślami, ale i to nie za b

Owulacja

No i po owulacji. Udało mi się niemalże "zmusić" Męża i zastosować się do zaleceń pani doktor, czyli seks 3 dni z rzędu. Chociaż nie do końca zgodnie z zaleceniami, bo postanowiłam zacząć dzień wcześniej i dobrze zrobiłam, ponieważ mój organizm robi co chce i niekoniecznie będzie czekał na działanie jakiegoś tam zastrzyku... Więc owulacja była wcześniej. Czyli jak zwykle, dobrze zrobiłam słuchając siebie a nie specjalistów. Czy coś z tego będzie? Spróbuję się nastawić pozytywnie, trochę na przekór temu co myślę. Myślę, że się nie uda, ale będę sobie wmawiać, że jednak tak. Bo dlaczego nie? Co stoi na przeszkodzie? W teorii nic, więc od dziś nakierowuję swoje myślenie w stronę "za dwa tygodnie zobaczę dwie kreski".  Szkoda, że te dwie kreski będą wymuszone, bez uczuć... A nawet bolesne. Niestety odczuwam owulację bardzo mocno i seks w tym czasie jest mało przyjemny, mam wrażenie że jajnik mi eksploduje. Głowa też robi swoje. Pewnie mniej by bolało, gdybym wiedziała,