Łzawo

Jakaś taka łzawa niedziela dzisiaj. Niby wszystko ok, ale czuję, że byle impuls może spowodować że się rozbeczę. W kościele ledwo mi się udało zatrzymać łzy, żeby nie popłynęły. Trafiłam akurat na mszę z błogosławieństwem dla rocznego chłopca. Jak ksiądz zaczął mówić coś w stylu "Bóg obdarzył was tym dzieckiem, niech mu błogosławi na dalsze lata życia..." to musiałam zacisnąć zęby ☹️ Zresztą od początku, jak usiadłam w ławce i spojrzałam na zapalony paschał, już chciało mi się płakać. Przypomniały mi się życzenia świąteczne przesłane przez fundację Donum Vitae, gdzie napisali: "Zapalony paschał prowadzi nas w blask poranka Zmartwychwstania, ukazuje drogę ku nadziei, że w wieczności znów się spotkamy i przytulimy nasze dzieci." Ja żyję tą nadzieją ale chciałabym też mieć nadzieję na życie z moim dzieckiem tu, na ziemi. Kolejnym dzieckiem. Rafciu potrzebuje rodzeństwa, którym będzie się z góry opiekował 🥹❤️ Tak trudno odnaleźć tę nadzieję a łzy płyną i płyną tak łatwo... 
Później jedziemy na cmentarz, postawię nowego kwiatuszka, zapalę świeczkę, pogadamy sobie. Może mi ulży. A może to hormony, bo czekam na kolejną miesiączkę... To zawsze dobre wytłumaczenie. Czy prawdziwe?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"