Nowy cykl, nowe możliwości?

W niedzielę wieczorem byliśmy u Synka. Ależ się znowu spłakałam... Wydaje mi się, że jednak tam, na cmentarzu mogę być naprawdę sobą. Mogę wyrazić to co czuję. Potrzebuję tego. Na codzień praca, dom, zwierzęta, pranie, sprzątanie, gotowanie... Niby normalne życie. Toczy się. Płynie. A ja w nim uczę się pływać. Nie mogę utonąć, mam przecież swoje noworoczne postanowienia. Mam cel do osiągnięcia. Wczoraj dostałam okres. Nowy cykl, czas start. Kolejne porcje hormonów od jutra. Mdli mnie na samą myśl. W przyszłym tygodniu wizyta, i czas zacząć starania. A mnie się po prostu nic nie chce. Chyba jestem na to wszystko za słaba. Nie wiem jak długo dam radę tak funkcjonować. Bo życiem tego nie nazwę. Żyć zacznę dopiero, jak życie pojawi się we mnie...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"