A jednak nic z tego 🥺

Zgodnie z planem rano zrobiłam kolejny test. Pokazała się delikatna, ledwie widoczna druga kreska, bledsza niż wczoraj po południu. No więc stwierdziłam, że oszaleję z tego wszystkiego, muszę mieć pewność! Pojechałam do laboratorium. Jeszcze przed wyjściem pomyślałam, że znając moje zezowate szczęście skoro wynik powyżej 5 oznacza ciążę to pewnie będę mieć 4. I co? Kilka godzin później wynik - 4,1 🤦 Myślę "serioooo?". Żołądek mnie z nerwów rozbolał, zwłaszcza że dodatkowo od rana miałam trudności organizacyjne z akcją mebli dla mamy, a w pracy też w ciul roboty. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ciąża biochemiczna czy co? I czy dostanę okres w czwartek, planowo, i czy nie będę musiała przełożyć hsg, i kiedy zrobić badania, i że odstawiłam tabletki na opryszczkę i się będę teraz męczyć itd... Masakryczny dzień. Wkurzyłam się na te mega czułe testy ciążowe, bo kto to widział, żeby wykrywały z moczu HCG jeśli poziom we krwi wynosi 4! Żałuję, że je robiłam. Miałam grzecznie, jak pani doktor kazała, zrobić od razu badanie krwi. A tak niepotrzebnie zaczęła się we mnie tlić maleńka iskierka nadziei 🥹 Chociaż z drugiej strony, gdybym zrobiła badanie krwi wczoraj, zgodnie z zaleceniem lekarza, to prawdopodobnie ta beta byłaby powyżej 5, skoro dziś była 4 a pasek coraz jaśniejszy. Tzn. że jest to po prostu pozostałość po zastrzyku ovitrelle. 15 dni po zastrzyku, jaja jakieś. Podobno wychodzi pozytyw do 10 dni po. U mnie wszystko musi być inaczej. No więc gdybym poszła wczoraj do labu i zobaczyła wynik powyżej 5 to zaczęłabym się niepotrzebnie cieszyć. Kontynuowałabym progesteron i bez sensu opóźniła sobie miesiączkę. Wtedy już na pewno trzeba by przełożyć hsg a tak jeszcze jest szansa, że wszystko pójdzie planowo. No ale smutek mnie dopadł, popłakałam się dla odmiany nie z powodu braku drugiej kreski ale z powodu jej pojawienia się... Tak bardzo bałam się, że już nigdy nie zobaczę dwóch kresek a gdy się pojawiły to nic nie znaczy. Paranoja.
Do kompletu tego wszystkiego mój kochany Mąż zadał mi fantastyczne pytania "czym się różni inseminacja od in vitro" i czy "to jest ta drożność" ... 🤯 Prawie trupem padłam. Na koniec tłumaczenia w wielkim skrócie na czym polega inseminacja padło jeszcze "czy ten cewnik ci potem wyjmują" 🤦 aaa no a na moje stwierdzenie, że powinien się zainteresować jak wygląda procedura do której chcemy podejść stwierdził, że on nie rozumie medycznego bełkotu i w sumie po co mu ta wiedza, skoro powiedziałam że ma się tylko spuścić do kubeczka.... No żal. Tylko nie wiem, jego, mnie? 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"