Badania

Odebrałam wyniki kolejnych badań, bez rewelacji... Rzekłabym nawet, że są złe ale jestem laikiem. Wydawało mi się, że znam swój organizm i wiem wszystko o hormonach a tymczasem każde kolejne wyniki mnie zaskakują. Bo te liczby na kartce zupełnie nie współgrają z moim samopoczuciem, czy ogólnym stanem fizycznym. Ogólnie czytając interpretacje, nic do siebie nie pasuje, nic się nie zgadza... Nie mam objawów, które rzekomo powinnam mieć, nie mam żadnych problemów z cyklem. Wręcz przeciwnie, od czasu ciąży wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. A wyniki mówią, że mam duże problemy. Chyba. Najprawdopodobniej. Nie wiem ☹️ Nie rozumiem. Czuję się coraz głupsza. Jedyne co mi dają te badania to pogorszenie samopoczucia psychicznego. Coraz bardziej się boję, że to wszystko długo potrwa. Że będę ciekawym przypadkiem medycznym. Eksperymentem? Mam nadzieję, że się mylę i po prostu wystarczy połączyć kropki, żeby postawić jedną konkretną diagnozę. Może ja jako pacjent tego połączenia nie widzę. Od tego w końcu są lekarze. Oby. Dowiem się w czwartek. Żebym się tylko nie nabawiła kolejnych chorób z tych nerwów 😐
A może ten stres nie jest przyczyną moich wyników tylko skutkiem? Jeśli potwierdzi się moje przypuszczenie, czyli wrodzony przerost nadnerczy to będzie znaczyło, że mam stale podwyższony poziom kortyzolu. Hormon stresu. I on mi podnosi poziom androgenów. Może być też tak, że ten poziom androgenów jest wysoki przez podwyższoną insulinę, a to wiąże się z insulinoopornością... Na którą nic nie wskazuje, poza wynikiem. Oszaleję. Jak zajść w ciążę w takich warunkach? Kiedy w głowie kołacze się milion myśli... Teraz, po zrobieniu tych wszystkich badań jestem tak zmęczona, że nawet nie mam ochoty na jakiekolwiek działanie. Jestem zniechęcona, bo wiem, że przy takich wynikach nie zajdę w ciążę. I to jest właśnie ten problem, chyba za dużo wiem. Gdybym tak mogła o tym nie myśleć, po prostu to olać i cieszyć się życiem, to pewnie bym w tę ciążę zaszła. Dwa razy się udało. Bo nie myślałam. Teraz to zbyt trudne. A cała długa, kręta droga dopiero przed nami... Skąd czerpać siłę? Kiedy jednocześnie myślę o przeszłości i przyszłości, kiedy pragnę mieć dziecko ale tak bardzo tęsknię za pierwszym. Kiedy jadę do kliniki niepłodności ze zniczami w torebce, aby je w drodze powrotnej zapalić Synkowi... To takie smutne. Jak tu w ogóle myśleć o seksie? Nie jestem w nastroju. A organizm swoje, mimo popieprzonych wyników pewnie będzie owulacja w terminie. Pewnie znowu stracona. Jak moja nadzieja 🥺

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"