Czekania ciąg dalszy

Wszystko się skomplikowało odkąd pisałam, że czekam na okres i transfer. Okres owszem, przyszedł kilka dni później ale w międzyczasie dopadł mnie ropień gruczołu Bartholina 😢 z dnia na dzień sytuacja się pogarszała i musiałam podjąć decyzję o odroczeniu transferu... Wczoraj byłam na wizycie, umówionej na szybko w sobotę bo z bólu już nie mogłam wytrzymać. No i dostałam skierowanie do szpitala na cito, żeby to dziadostwo ogarnąć. Miałam się stawić dziś o 8 rano, tymczasem w nocy ropień pękł sam 🤦 Z jednej strony to dobrze, bo uniknęłam szpitala, narkozy, zabiegu i większego bólu ale z drugiej wiem, że te dziady lubią nawracać. Na razie płynie ropa, ale biorę antybiotyk więc mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy i że szybko się wygoi. Tak, abyśmy mogli za miesiąc wreszcie podejść do transferu. To będzie pewnie początek marca a punkcję miałam 27 listopada... Tyle czasu. Zgodnie z pierwotnym planem w marcu to powinnam być w trzecim miesiącu ciąży a tymczasem...
Tymczasem za kilka dni nasz Rafciu powinien skończyć roczek 👼 Tak myślę, że może teraz wydarzyła się ta "przygoda" z Bartholinem, żebym nie złapała doła? Bo jednak jak coś boli to ciało się na tym skupia. Teraz mam do ogarnięcia oczyszczanie rany. Ale co to zmieni? I tak w sobotę będę chciała pojechać na cmentarz. Nie byłam od 30 grudnia, to chyba rekord. Dałam radę bo skupiałam się na oczekiwaniu na transfer, wg moich obliczeń powinien wypaść właśnie w okolicy przewidywanych urodzin Rafałka. Może to jednak nie byłoby dobre? Może ten smutek, tęsknota nie pozwoliłaby na zagnieżdżenie? Przecież wierzę, że wszystko jest po coś... Więc czekamy cierpliwie.
Jest jeszcze jedna kwestia. Sen. Ale o tym osobny wpis, żeby mi nie zaginął w mrokach dziejów ❤️

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"