Klinika

Dziwny dziś dzień. Trochę pozytywny, trochę smutny, trochę dający nadzieję. Rano byliśmy w klinice niepłodności. Tak jak myślałam, dostałam całą listę leków. Moje wyniki nie są najgorsze, ale poziom insuliny wskazuje jednak na insulinooporność. Pewnie dlatego ten poziom androgenów jest podwyższony. No więc dostalam metforminę na moje cukry, lek na rozwój pęcherzyków, zastrzyk na pęknięcie, progesteron po owulacji. Ogólnie odczucia raczej pozytywne, bo w środku wszystko super, endometrium piękne ponad 10 mm, pęcherzyk dominujący w prawym jajniku 19 mm. Idealny 12 dzień cyklu. Od razu dostałam zastrzyk i jutro wieczorem powinna być owulacja, którą pani doktor kazała nam wykorzystać. Generalnie zaproponowała 3 cykle stymulacji i własne starania, a jeśli się nie uda to potem drożność jajowodów a następnie inseminacja... Więc będę się modlić, żeby się jednak udało w ciągu tych trzech miesięcy. Nie tylko ze względu na uciekający czas ale też pieniądze. Sprawdzałam, że koszt przygotowania do inseminacji i zabiegu to w sumie jakieś 2,5 tys. a gwarancji to nie daje żadnej. Skoro jestem obstawiona lekami i wiem co mam robić, owulacje są regularne to może jednak się uda tak normalnie, we własnym łóżku? Ciągle mam nadzieję...
W drodze powrotnej zajrzeliśmy zgodnie z planem na cmentarz. Dawno się tak nie spłakałam. Długo stałam i rozmawiałam z Synkiem, Mąż chyba nie mógł na to patrzeć bo w pewnym momencie po prostu pozbierał śmieci i poszedł do samochodu. W sumie mnie to ucieszyło, bo mogłam zostać sama i się wypłakać. Potrzebowałam tego. Cieszę się, że nie pytał jak zwykle czy idziemy tylko po prostu zostawił mnie samą. Ale to dziwne uczucie rozdwojenia pozostaje, najpierw klinika, radość że wszystko jest prawie dobrze a pół godziny później grób dziecka... Smutek już zawsze będzie się we mnie tlił, bez względu na to jak dobry miałabym dzień. Strasznie za Nim tęsknię. Tymczasem muszę coś z siebie wykrzesać, żeby się wieczorem zabrać do działania. Ciężko uwierzyć, że coś z tego będzie jeśli się to robi pod dyktando lekarza. Chciałabym wierzyć, ale gdzieś z tyłu głowy czuję, że się nie uda, że to nie będzie takie proste. Że to jeszcze potrwa i wiele bólu przede mną. Fizyczny wytrzymam ale co zostanie z mojej psychy to nie wiem. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, podobno umiera ostatnia... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"