Pamiątki

Pierwszą pamiątkę po Synku kupiłam jak tylko dowiedziałam się, że Jego serduszko przestało bić... Następnego dnia poczułam, że muszę coś zrobić, żeby nie oszaleć. Że muszę jakoś uczcić istnienie tego dziecka - wtedy jeszcze nie znałam jego płci. Nawet nie pamiętam, co wpisałam w wyszukiwarkę ale bardzo szybko wyskoczyły mi bransoletki "angel baby". Zwykły sznurek z koralikami w kolorze niebieskim i różowym, jako pamiątka po nienarodzonym dziecku. Bo przecież kobiety często nie znają płci swojego utraconego maleństwa. I tak oto zaczęłam nosić na ręce znak mojego anielskiego dziecka, mając je jeszcze w brzuchu... Jeden koralik był lekko wadliwy, miał jakby ciemniejszą plamkę. Niebieski koralik. Gdy to zobaczyłam, poczułam że to znak, że to na pewno chłopiec. Może to głupie, ale tak wtedy pomyślałam. Potem okazało się, że miałam rację...
Kolejnym punktem było uporządkowanie wszystkich rzeczy, jakie zostały nam po dziecku. Niby jest tego niewiele, ale patrząc z perspektywy kilku tygodni Jego istnienia - jednak sporo. Przede wszystkim nie wiedziałam, gdzie schować akt urodzenia. Do tego dochodzą trzy zdjęcia z USG, wyniki moich badań potwierdzające ciążę, i kolejne wskazujące że może być coś nie tak...Następnie skierowanie do szpitala ze wskazaniem "poronienie zatrzymane", i kolejne wyniki spadającej bety. Poza tym wiersz, który był dołączony do zakupionej bransoletki i pamiątki z fundacji, gdzie zamawialiśmy kołyskę do pochówku - również wiersz a do tego dziergane niezapominajki i motylki. Długo się to wszystko tak walało luzem w szafce, nie miałam siły nic z tym zrobić. Aż poczułam, że chciałabym to ogarnąć na Dzień Dziecka Utraconego 15 października. Kupiłam więc drewniane pudełko, które sama ozdobiłam i opisałam imieniem Synka i datą urodzenia. Cieszę się, że Jego rzeczy mają teraz swoje miejsce. Potem do tego pudełka włożyłam jeszcze dwa listy, jeden do Męża i drugi do Synka, a niedawno również tę bransoletkę. Chciałam ją nosić tak długo, aż usłyszę bicie serca kolejnego maluszka ale niestety cieniutki sznureczek się przetarł. Wystarczyło lekkie pociągnięcie i zostały mi w ręce dwie części. Było mi smutno i do dziś czegoś mi brakuje na tej ręce ale z drugiej strony wolę tak, niż gdybym tę bransoletkę zgubiła. 
Pod koniec października poczułam, że potrzebuję czegoś jeszcze, czegoś więcej. Czegoś bardziej personalnego, co mogę mieć zawsze przy sobie. I tak wpadłam na pomysł naszyjnika. Znalazłam srebrny łańcuszek z pięknym wisiorkiem - aniołkiem. Do tego dokupiłam zawieszkę z literką R i tak powstała cudowna pamiątka z moim prywatnym Aniołem Stróżem 🙂
To wszystko są tylko symbole, bo Synka i tak mam na zawsze w sercu. Została mi po Nim jeszcze jedna, fizyczna pamiątka. Ślad na brzuchu. Nie rozumiem tego, bo przecież nie zdążyłam nawet przytyć. Jedynie spuchłam od dużych dawek progesteronu, na wadze przybył tylko kilogram. Po stracie schudłam prawie 5 kg, a ta "opuchlizna" na podbrzuszu została. Taki dziwny miękki placek. Na początku mnie to martwiło, miałam nawet pytać o to lekarza ale na wizytach były inne tematy i po prostu o tym zapominałam. Długo też bolało mnie oglądanie tego w lustrze. Teraz traktuję to właśnie jako pamiątkę. Mam nadzieję, że kiedyś pod tym miejscem zamieszka ktoś jeszcze...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"