Podwójne życie

Myślałam, że dziś nic nie napiszę, że nie ma o czym. Ale teraz, po całym dniu (jest już 23.00) naszła mnie myśl, że prowadzę podwójne życie. Oczywiście nie w sensie fizycznym ale takim duchowo - emocjonalnym. Rano zaraz po przebudzeniu naszły mnie wspomnienia, takie całkiem pierwsze, z początku... Wspominałam wycieczkę z pracy, czyli to był 5 tydzień ciąży. Potem rozmowa z S., kiedy przyszłam jej powiedzieć, że "jestem w ciąży ale dziecko umarło". Pamiętam każdy szczegół, każde wypowiedziane zdanie. Tak po prostu obudziłam się i zaczęłam to wspominać. Nie wiem dlaczego. Było mi bardzo smutno i na siłę starałam się przestać o tym myśleć zanim wstanę z łóżka, żeby nie psuć niedzieli i kolejnych dni. Dni płodnych... Potem na chwilę przysnęłam a jak wstałam było już inaczej. A jeszcze później było bardzo przyjemnie ☺️ Teraz, późnym wieczorem, szykując się do snu przyszła właśnie ta myśl o podwójnym życiu. Na zewnątrz staram się jak mogę, aby się "trzymać", żeby Mąż nie widział moich dołów, moich łez... Zresztą nie tylko on. W towarzystwie tryskam humorem i nic nie wskazuje na to, co czai mi się pod skórą. To nie jest tak, że coś udaję, że gram jakąś rolę. Po prostu w takich sytuacjach nie myślę o stracie. Pozornie? Sama nie wiem.
Wczoraj byli u nas teściowie. Przeszło mi przez myśl, a co jeśli będą chcieli pojechać na cmentarz? Co zrobię? W końcu to ich wnuk, mają do tego prawo. Czy dam radę być tam z nimi? Ale niepotrzebnie się zastanawiałam, bo im nawet przez myśl to nie przeszło. Myślę, że świat już zapomniał, że mamy Synka. Z jednej strony powinnam się cieszyć, że uniknęłam niezręcznej sytuacji, ponieważ na cmentarzu najlepiej czuję się sama. A z drugiej... To takie smutne, że nikt nie pamięta o naszym Rafałku. Nikt Go nie odwiedza 😢 My oczywiście wczoraj byliśmy, i kolejny raz Mąż zostawił mnie samą. Sądzę, że on też chciałby już zapomnieć. A ja jak zwykle pogadałam, popłakałam... 
I to właśnie moje podwójne życie. Potrafię w ciągu godziny przejść z trybu "chcę tylko płakać" do "porobimy coś, pogramy, a może się pobzykajmy" (nie ukrywam, że to ostatnie pomaga na jakąś dłuższą chwilę). Nie jest to udawane, ale nie jest też prawdziwe. Więc jakie jest? Czuję się trochę, jakbym oszukiwała wszystkich wokół. Nie chcę dojść do etapu oszukiwania siebie. Ostatnio sama siebie nie umiem rozgryźć. To jest jak rana w środku, którą ktoś źle pozszywał i która się ciągle sączy a na zewnątrz nic nie widać... Nie ma nawet blizny. Gdyby iść z taką raną do lekarza, powie "pięknie się zagoiło, nie ma śladu, nie ma prawa boleć". Otóż ma prawo. I będzie boleć na zawsze 🥹

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"