Wspomnienia

Wspomnienia przychodzą falami. To nie tak, że zbiera mnie na wspominanie całej historii od początku, punkt po punkcie. Raczej są to konkretne epizody, które się mnie "czepiają" na jakiś czas. Np. przychodzi czas, kiedy nachodzą mnie obrazy związane z pogrzebem, odpakowywanie trumny, chowanie Synka do tej pięknej dzierganej kołyski, znoszenie do samochodu, jazda na cmentarz i afera podczas pochówku... I tak te obrazy zostają ze mną jakiś czas, tydzień lub miesiąc. Nie kontroluję tego, po prostu się pojawiają a potem znikają i przychodzą inne. Na szczęście bardzo rzadko przychodzi wspomnienie samego momentu fizycznej utraty... Może dlatego, że nie pamiętam tego bólu. Wiem, że bolało jak nigdy wcześniej, że dosłownie chodziłam po ścianach i wyłam, że w końcu pękłam i wzięłam leki przeciwbólowe. Ale tego bólu nie umiem odtworzyć. Trauma nastąpiła później, kiedy musialam zbierać wypadające ze mnie tkanki do badań i nagle wśród tego kłębowiska zobaczyłam ciałko... Pomyśleć, że mogłabym go nie zauważyć, gdyby nie oczko. Maleńki niebieski punkcik. To był szok, nie wiedziałam co robić. Dopiero po chwili mu się przyjrzałam i zobaczyłam po prostu człowieka. Z rączkami, nóżkami i pępowiną. I to oczko... Dziś cieszę się, że go widziałam bo dopiero w tamtym momencie nabrał dla mnie fizycznego wymiaru. Nie był już tylko obrazem na USG, był po prostu moim maleńkim dzieckiem...
Często przychodzi do mnie wspomnienie chwili, w której poznałam płeć. To była środa, drugi dzień po powrocie do pracy. Zadzwonili do mnie z laboratorium, w zasadzie z informacją, że nie są w stanie wykonać badań genetycznych całego kariotypu i czy zgadzam się na badania częściowe. W tym momencie już zaczęłam się trząść, bo jak zwykle coś było nie tak... Zapytałam o wynik płci, powiedziano mi że już jest i za chwilę dostanę na maila. Więc siedziałam na schodach w korytarzu gapiąc się w telefon. I przyszedł mail. Kiedy zobaczyłam wynik "płeć męska", myślałam że rozpadnę się na kawałki. A to dlatego, że wiedziałam to, czułam...Chłopiec. Synek. Siedziałam na tych schodach trzęsąc się, myślałam że się uduszę, nie wiedziałam co mam robić. Nie byłam w stanie wrócić do pokoju, myślałam czy nie wyjść z pracy ale co by to zmieniło? Coś jednak musiałam zrobić, zdawałam sobie sprawę że mnie nie ma już jakieś pół godziny. No więc zadzwoniłam do S., poprosiłam żeby wyszła. A ona jak zwykle mnie uratowała. Dzięki niej mogłam się podnieść i wrócić do pracy. Przykro mi tylko, że musiała mnie zobaczyć w takim stanie.
Jeśli chodzi o S., to często wspominam też dzień, w którym przyszłam do niej będąc jeszcze na urlopie, żeby powiedzieć co się stało. Przykro mi, że dowiedziała się o ciąży kiedy mój Synek już nie żył ☹️ Nie tak to powinno wyglądać. Powinnam podzielić się radością, a nie tylko smutkiem i łzami. Nie zdążyłam. Mimo to ona była przy mnie, wspierała w każdym momencie i wspiera do dzisiaj. Cieszę się, że ją spotkałam na swojej drodze, bo przypomina mi, że są jeszcze dobrzy ludzie na świecie. 
I tak te wspomnienia przypływają, odpływają... Wiele ich jest, długo by pisać. Dziś tak wyrywkowo, akurat to przyszło mi do głowy. Może innym razem więcej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"