Bez przerwy boli...

Wydawało mi się, że już dziś będzie trochę lepiej. Umówiłam się z Mężem, że pojedziemy na cmentarz jak wróci z pracy. Cały dzień trzymam się chyba tylko dlatego. Nawet koło południa żołądek przestał boleć i fizycznie poczułam się lepiej. Pomijając pierwszy dzień okresu, było całkiem znośnie. Mogłam się wreszcie skupić na pracy. Udało mi się odrobić godzinę z wczorajszej "ucieczki". Ale teraz, kiedy siedzę już sama w domu, za oknem ulewa, i w moich oczach ulewa... Tak bardzo tęsknię, nie wiem co robić. Odliczam minuty aż pojedziemy. Oczywiście spodziewam się, że będzie chciał to przełożyć bo przecież pada. Jakby to miało jakieś znaczenie. Przeżyłam ten dzień tylko po to, żeby pojechać do Synka. Tylko po to. Nie mam innego celu na dziś. Wierzę, że to pomoże i jutro znowu będę "sobą". O ile jest jeszcze we mnie coś ze mnie. Myślę sobie, że właściwie nie jestem tu potrzebna, co ja tutaj robię? Tutaj, w tym życiu? Po co żyję? Tak bardzo chciałabym zrobić coś dla kogoś. Pokazać komuś świat. Czuję, że teraz moje życie nie ma żadnego sensu. Podobno każdy jest po coś, a po co jestem ja? Jaki ze mnie pożytek? Może gdyby mój Mąż nie wybrał mnie 12 lat temu, dziś sam prowadziłby dziecko do Pierwszej Komunii? Albo chociaż do przedszkola. Zmarnowałam mu te lata. Tak dziś myślę. Może powinnam go przeprosić ale pewnie każe mi się puknąć w głowę. Mega dół. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"