Co za dzień...

Wczorajszy dzień to jedna wielka katastrofa. Piszę to dzisiaj nie dlatego, że wczoraj nie chciałam, wręcz przeciwnie. Stworzyłam długi post opisujący to co nas spotykało ale miałam takiego pecha, że nawet zapisując go w wersjach roboczych w celu późniejszego skończenia, zamiast "zapisz" kliknęłam "odrzuć". I wszystko co skleciłam poszło w p...
Od rana byłam nerwowa, bo wiedziałam że owulacja była w środę wieczorem. No ale trudno, chciałam mieć z głowy tę trzecią inseminację. Wzięli mnie wcześniej więc pomyślałam, że to fajnie, wcześniej ogarniemy zaplanowane zakupy i będziemy mieć czas wolny. Ale po zabiegu położna mnie porzuciła, i zamiast po 10 minutach przyszła po pół godziny. I ja te pół godziny spędziłam głową w dół i to tak konkretnie, że czułam jak mi skronie pulsują. Już zaczynałam obmyślać plan ucieczki ale w końcu mnie uwolniła. 
W drodze z kliniki mieliśmy pojechać na cmentarz. Zorientowałam się, że nie mam zapalarki więc podjechaliśmy na stację. A tam... bum. Z naszej winy. Mąż cofając walnął w gościa, który tankował samochód i zarysował mu zderzak. Facet wpadł w szał, wrzeszczał jak opętany... Ja się oczywiście z tego stresu popłakałam 😞 W końcu podaliśmy mu numer polisy i pojechaliśmy. 
Na cmentarzu popłynęłam. Nie dość, że dawno nie byłam u Synka, to jeszcze na grobie zastałam dwa nowe wianki. Jacyś rodzice pochowali bliźnięta, to mnie dobiło 😢 Dlaczego te maleństwa ciągle umierają?? 
Kiedy ja byłam na cmentarzu, Mąż sprawdził w internecie, że powinniśmy spisać na miejscu zdarzenia oświadczenie, a my w tych nerwach nawet nie zrobiliśmy zdjęć. Nie mieliśmy żadnych dowodów na to, w jakim stanie ten facet ma samochód więc mógł go strzaskać bardziej i byłoby na nas. No więc Mąż zadzwonił do niego i umówił się na spotkanie w celu spisania tego oświadczenia. Druku oczywiście nie mieliśmy więc jeszcze szybko po drodze zajrzałam do pracy (ach ten mój urlop wypoczynkowy), żeby to wydrukować. Nasze plany zakupów musiały zostać odłożone, a ja marzyłam tylko o tym żeby znaleźć się w domu, coś zjeść i odpocząć. Po zabiegu inseminacji to raczej wskazane 🤦
Mąż pojechał, załatwił, wrócił i od razu musieliśmy jechać do MOPR załatwić formalności tzn. dostarczyć nasze zaświadczenia o dochodach i wydatkach. Tam okazało się, że nie ma tej babki która się zajmuje naszą sprawą. Na szczęście jakaś inna to przyjęła. Potem wreszcie pojechaliśmy na zakupy, a wcześniej zjedliśmy szybki obiad w galerii choć planowaliśmy spokojnie pójść do naleśnikarni... Jednak na to już było za późno. 
Wróciliśmy do domu po 17 a mieliśmy mieć dzień dla siebie ☹️ Na koniec wieczorem uderzyłam się bardzo mocno w piszczel, aż się bałam czy sobie kości nie uszkodziłam. Dziś boli nadal. Popłakałam się przy wyjmowaniu pościeli z szafy, bo mi nerwy puściły i nawrzeszczałam na psa. Wiem, że to wszystko bez sensu ale po całym tym dniu i wszystkich "przygodach" po prostu miałam serdecznie dość. Chciałam się upić i iść spać. Ale to też mi nie wyszło, bo ciągle bolał mnie brzuch i do pełni szczęścia przed snem odkryłam, że mam infekcję... Więc darowałam sobie wino i grzecznie zażyłam leki. Popiłam herbatą uspokajającą i poszłam spać. 
Dziś martwię się, żeby ta nieszczęsna grzybica nie przeniosła mi się gdzieś wyżej wskutek zabiegu... Brzuch mnie ciągle pobolewa, boję się jakiegoś poważniejszego stanu zapalnego w macicy albo jajnikach no i przede wszystkim, że to może zaszkodzić dziecku... Mimo iż w ciążę z IUI nie wierzę ciągle z tyłu głowy mam tę nadzieję. Kolejne rozdwojenie jaźni. Przecież po tym wszystkim, co nas spotyka musi kiedyś przyjść szczęście? Musi? 🥹

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"