Przetrwanie

I to już. Mamy 27 grudnia. Przeżyłam ☺️ Jestem z siebie niesamowicie dumna, bo to słowo nie oznacza tylko tego, że nadal jestem, ale że nie umarła kolejna część mnie, jak rok temu. To bardzo ważne. Początek był trudny, wyjazd zaczął się od choroby psa (zawsze mogę na niego "liczyć" jak mi źle), co skutecznie przekierowało moją uwagę na inne tory. Tak więc było kiepsko, szukanie po drodze apteki czynnej 24h żeby mu ulżyć, wymioty, biegunka, zjadanie sierści, nieprzespana noc. Masakra. To był 23 grudnia. A potem wigilia. Wyłączyłam telefon, żeby nie odbierać świątecznych życzeń. To był bardzo dobry pomysł. Pogoda przez całe trzy dni była fatalna, ciągle lało i w zasadzie wychodziliśmy tylko z psem na krótkie mokre spacery. Na szczęście miałam grubą książkę więc po prostu czytałam, Mąż się uczył francuskiego, oglądaliśmy filmy, graliśmy w gry i kochaliśmy się. Bardzo mi pomógł. Mąż i seks 🙂 Jestem prosta w konstrukcji, a mieliśmy spore zaległości po tym cyklu z punkcją. W zasadzie już zapomniałam, kiedy się ostatnio kochaliśmy. A kiedy było tak dobrze to już w ogóle nie pamiętam... Bo wcześniej zawsze pod dyktando, przez tyle miesięcy. Wtedy i wtedy, bo tyle dni przed inseminacją... Z bólem jajników. A teraz było po prostu spontanicznie i bardzo miło. Na smutki polecam seks. To nie tak, że minie żałoba ale ten wyrzut endorfin pozwoli na chwilę odetchnąć emocjonalnie, rozluźnić ciało i duszę. Poza tym chcę, żeby nasze dzieci miały kochających się rodziców. Rafałek i jego brat lub siostra oczekująca na połączenie ze mną 🙂 Jeszcze trochę czasu upłynie, myślę że ponad miesiąc ale damy radę. Tymczasem dziś czas zacząć przygotowania, czyli zrobić badania wirusologiczne potrzebne do transferu. A potem do pracy i życie wróci na swoje stałe tory, codzienna rutyna. Oby znalazł się w niej czas i ochota na seks, oby nie przygniotło mnie znowu zbyt szybko. Potrzebuję odetchnąć. Rafciu, wiesz to ❤️ Kocham Cię Aniołku 👼

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"