Święta za pasem

Okres przyszedł, poszedł a ja wcale nie czuję się lepiej. Wręcz przeciwnie. Fizycznie już w porządku, faktycznie ulżyło mi już jak zaczęło się plamienie, zeszła prawie cała opuchlizna z brzucha i jajniki przestały boleć. Ale psychicznie... Jest chyba gorzej. Staram się trzymać ale to ciągła walka. Niewypłakane emocje przechodzą w agresję, wczoraj wyżywałam się na psie (Męża staram się "oszczędzać", swoje już oberwał). Pewnie mnie wszyscy sąsiedzi słyszeli jak na niego wrzeszczałam. A tak naprawdę to po prostu jest mi bardzo, bardzo smutno. Im bliżej świąt tym bardziej czuję jak się od środka rozpadam. Nie umiem cieszyć się na wyjazd, martwię się że go zepsuję ☹️ Oczywiście to wszystko w tajemnicy przed światem, bo przecież są tacy co mi zazdroszczą, że wyjeżdżam. Tylko że dla mnie to nie wypad w góry na weekend, to ucieczka. Wolałabym te święta przespać a wyjazd przełożyć na inny termin. Dodatkowo dobija mnie myśl, że moja mama zostanie sama na święta... Ja walczę o siebie, o swoje zdrowie, żeby nie oszaleć albo nie wpaść w depresję a jednocześnie splot okoliczności powoduje, że kłębowisko w mojej głowie robi się coraz większe. To wszystko takie trudne. Nie radzę sobie, tak najzwyczajniej w świecie. Tylko że tym razem nie mam tego komu powiedzieć. A może nie chcę? Ludzie żyją zakupami, prezentami, myciem okien itd. Ja żyję ze śmiercią mojego Dziecka w tle... 😢

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak to się zaczęło...

Urodziny

"Będzie dobrze"