Posty

TEN sen

Przyszła pora, żeby to opisać. Od śmierci Rafałka wielokrotnie śniły mi się dzieci, nieraz już opisywałam te sny. Jednak zawsze były to obce dzieci. Moim marzeniem było, aby kiedyś przyśnił mi się mój Synuś. I stało się. Przyśnił mi się w sobotę. Jednak nie o taki sen mi chodziło... Wszystko trwało chwilę i działo się w pracy, na korytarzu. Dlaczego tam? Bo właśnie w tym miejscu, siedząc na tych schodach dowiedziałam się, że nasze dziecko to chłopiec. Tak interpretuję miejsce "akcji". W tym śnie siedziałam na schodach z Rafałkiem na rękach. Trzymałam Go w ramionach, przytulałam, całowałam i głaskałam po buzi a On... nie żył. Wyglądał na roczek, pewnie z racji zbliżających się przewidywanych urodzin. Najdziwniejsze w tym śnie było to, że nie był to koszmar, ja nie płakałam, nie rozpaczałam że On nie żyje. Był jak szmaciana lalka, kiedy Go tak podnosiłam i patrzyłam na Niego, miał zamknięte oczka, śliczną buzię i ciemne włoski. A ja go tuliłam i mówiłam coś w stylu "nie sz...

Czekania ciąg dalszy

Wszystko się skomplikowało odkąd pisałam, że czekam na okres i transfer. Okres owszem, przyszedł kilka dni później ale w międzyczasie dopadł mnie ropień gruczołu Bartholina 😢 z dnia na dzień sytuacja się pogarszała i musiałam podjąć decyzję o odroczeniu transferu... Wczoraj byłam na wizycie, umówionej na szybko w sobotę bo z bólu już nie mogłam wytrzymać. No i dostałam skierowanie do szpitala na cito, żeby to dziadostwo ogarnąć. Miałam się stawić dziś o 8 rano, tymczasem w nocy ropień pękł sam 🤦 Z jednej strony to dobrze, bo uniknęłam szpitala, narkozy, zabiegu i większego bólu ale z drugiej wiem, że te dziady lubią nawracać. Na razie płynie ropa, ale biorę antybiotyk więc mam nadzieję, że nic złego się nie wydarzy i że szybko się wygoi. Tak, abyśmy mogli za miesiąc wreszcie podejść do transferu. To będzie pewnie początek marca a punkcję miałam 27 listopada... Tyle czasu. Zgodnie z pierwotnym planem w marcu to powinnam być w trzecim miesiącu ciąży a tymczasem... Tymczasem za kilka dn...

Nowy Rok, a ja?

Minęły już dwa tygodnie nowego roku, a ja ciągle czekam... Aktualnie na miesiączkę, która pewnie się spóźni bo przecież mniej więcej sobie zaplanowałam kiedy będzie transfer 🙄 Guzik mogę zaplanować. Zaczynam się już denerwować, i mieć milion czarnych myśli. Cieszę się, że grudzień minął, cieszę się i jestem z siebie dumna, że przetrwałam tamten rok. Cieszyłam się, że już styczeń i lada chwila będę w ciąży ale wygląda na to, że wszystko się znowu przeciągnie. To prawdziwy trening cierpliwości i idzie mi coraz gorzej. Oczywiście zwalam to na hormony, walczę z sobą bo wiadomo że moje humory odbijają się na Mężu. Dlaczego tak to jest, że najbardziej krzywdzimy tych najbliższych? W pracy sobie świetnie radzę, jest super a w domu ciągle warczę. Jestem zła na siebie, bo przecież w tym roku mam tylko jedno noworoczne postanowienie - trzymać się tych zeszłorocznych. Nie wszystkie mi się udały ale dzielnie trwałam, i chcę nadal w nich trwać. Chcę tylko być lepsza... Tylko to chyba złe słowo bo ...

Koniec, ciąg dalszy, początek?

Obraz

Przetrwanie

I to już. Mamy 27 grudnia. Przeżyłam ☺️ Jestem z siebie niesamowicie dumna, bo to słowo nie oznacza tylko tego, że nadal jestem, ale że nie umarła kolejna część mnie, jak rok temu. To bardzo ważne. Początek był trudny, wyjazd zaczął się od choroby psa (zawsze mogę na niego "liczyć" jak mi źle), co skutecznie przekierowało moją uwagę na inne tory. Tak więc było kiepsko, szukanie po drodze apteki czynnej 24h żeby mu ulżyć, wymioty, biegunka, zjadanie sierści, nieprzespana noc. Masakra. To był 23 grudnia. A potem wigilia. Wyłączyłam telefon, żeby nie odbierać świątecznych życzeń. To był bardzo dobry pomysł. Pogoda przez całe trzy dni była fatalna, ciągle lało i w zasadzie wychodziliśmy tylko z psem na krótkie mokre spacery. Na szczęście miałam grubą książkę więc po prostu czytałam, Mąż się uczył francuskiego, oglądaliśmy filmy, graliśmy w gry i kochaliśmy się. Bardzo mi pomógł. Mąż i seks 🙂 Jestem prosta w konstrukcji, a mieliśmy spore zaległości po tym cyklu z punkcją. W zasad...

Święta...

Obraz
Uciekam przed świętami. To bardzo trudne, kiedy wszyscy wokół oczekują życzeń, uśmiechów, telefonów, smsów. Nie składam życzeń, nie dzwonię, nie odpisuję. Mam gdzieś, co ktoś pomyśli. Walczę o swoje życie. O przeżycie tych świąt... Poniżej coś, co uspokaja mnie, że to co robię jest ok. Znalezione w sieci.

A pod choinkę... znicze

Obraz
Dziś najgorszy dzień od dawna. Chyba od 15 października. Cały dzień spoko, bo przecież w pracy trzeba zachować twarz. Sądzę, że nikt nie wie, jak się naprawdę czuję. Nawet S. Chyba opanowałam już trudną sztukę gry pozorów, a po części jest też tak, że jak mam dużo roboty to staram się skupić i nie myśleć o swoich smutkach. Zostałam w pracy dłużej bo chciałam, żeby Mąż po mnie przyjechał i zabrał na cmentarz. Chciałam ogarnąć ten syf, który poprzednio zastałam. Liczyłam na to, że skoro śnieg się stopił to może ten cmentarny cieć ogarnie trochę grób ale nie... Wyrzuciliśmy chyba ze 30 zniczy i pięć zdechłych, obleśnie zgniłych kwiatków. Jeszcze sporo zniczy zostało, a to wszystko w ciemności przy swietle latarki z telefonu. Byłam przygotowana, żeby ten grób ogarnąć porządnie, miałam szmatki i rękawiczki ale było tak ciemno i zimno, że to nie miało sensu. Pozbierałam tylko liście, trochę poprzestawiałam to co zostało a na koniec pogadałam z Synkiem ❤️ Popłynęłam totalnie. Jesz...